Po pierwsze była przedstawicielką rodu Rodowiczów, który od wielu pokoleń obdarza Polskę ludźmi zaangażowanymi w służbę ojczyźnie na różnych polach aktywności życiowej. Po wtóre była żoliborzanką. Urodziła się w domu przy ul. Fortecznej 4, który przeszedł do historii okupowanej przez Niemców Warszawy. Po trzecie była artystką wszechstronnie utalentowaną. Nie można jej zamknąć w wąskiej formule definicji opisującej jeden tylko rodzaj twórczej pasji, której się oddawała. Po czwarte była osobą spontaniczną, obdarzoną radością życia, radością i potrzebą kochania oraz bycia kochaną. Po piąte była osobą otwartą na innych, gotową pomagać każdemu, kto był w potrzebie. Tym m.in. zasłużyła sobie na „Order Uśmiechu”.
Stany swego ducha, obserwacje, refleksje, opinie, przyjaźnie i niechęci, wartości, którym hołduje, przedstawiła z głęboką szczerością w książce „Kocham, kocham, kocham…”. Osiem lat życia spisanych w formie kalendarium (1997 – 2015) z dalekimi odniesieniami wstecz i dygresjami różnej natury. Galeria zdjęć i spotkanych na drodze życia postaci, kilka wzruszających liryków… To wszystko, być może w sposób nie zamierzony, składa się na ręką plastyka napisany i giętkim słowem skreślony swoisty autoportret. Ale nie tylko. W poszczególnych zapisach pojawiają się fakty z bieżących wydarzeń różnej natury. Osadzają one pisanie Pani Wandy również w realiach pozaosobistych. I na końcu to wszystko wpisane jest w klimat naszej dzielnicy, w klimat Żoliborza. Tu Pani Wanda urodziła się i tu spędziła większość swego ciekawego życia. Tu jest zakorzeniona i żoliborskość ma wypisaną na swoim obliczu.
Największą pasją Pani Wandy była jednak mozaika - sztuka, której poświęciła najwięcej czasu, talentu i serca. Pisała wiersze i pamiętniki, malowała, ale to mozaika zawładnęła największym obszarem jej wyobraźni. Ma na swoim koncie dokonania rozsiane w wielu miejscach publicznych. Cieszą oko rodaków nieświadomych nawet spod czyjej wyszły ręki. Przed dwoma laty przedstawiła projekt mozaiki – wspinającego się Pegaza – przeznaczony na ścianę żoliborskiego ratusza – tę pod kurantem. Za dzieło swojego życia uznała wykonanie 14 stacji drogi krzyżowej.
Dwie kolejne części wspomnianej książki – Mój Katyń i Dokumenty katyńskie – mają również wymiar osobisty, chociaż w innym sensie. Dziadek, Stanisław Rodowicz, pułkownik Wojska Polskiego zginął w Katyniu. Ojciec, Stanisław Rodowicz, był twórcą i dowódcą nigdy nie wykrytej przez Niemców radiostacji „Łódź Podwodna” (ul. Forteczna na Żoliborzu) i więźniem komunistycznym. A stryjeczny brat jej ojca to Jan Rodowicz, słynny „Anoda”.
W Dokumentach… autorka „opisuje swoje zmagania i walkę o sprowadzenie szczątków Katyńskich na cmentarz w Polsce.” Jest to ilustracja ogromnej pracy, konsekwencji, determinacji i najgłębszego przekonania o słuszności tego zamysłu. Zadziwiające, jak osoba tak wrażliwa, oddana życiu i sztuce w jej różnych przejawach, potrafiła tak twardo stąpać po ziemi w sprawie, której znaczenie może przerastać naszą wyobraźnię.
Msza pogrzebowa odbędzie się w czwartek, 14 maja o godz. 10:00 w kościele pw. Św. K. Boromeusza na Powązkach.